Wyroki za poglądy
Czwartek zrobił się sądowy. Prof. Magdalena Środa ma przeprosić TVP za nazwanie nieistniejącego już programu "Misja Specjalna" ubeckim. Sąd oceniając słowa wypowiedziane w 2007 roku na antenie radia TOK FM uznał je za epitet, a nie za dopuszczalną krytykę mediów. Dodatkowo pani Środa ma wpłacić 10 tys. zł na konto Fundacji Brata Alberta. Tymczasem Jarosław Marek Rymkiewicz ma przeprosić wydawcę "Gazety Wyborczej" za słowa m.in. o tym, że redaktorzy GW nienawidzą Polski i chrześcijaństwa jako duchowi spadkobiercy Komunistycznej Partii Polski. Ma także wpłacić 5 tys. zł na cel społeczny.
Czym różnią się obydwie te sprawy? W zasadzie nie meritum, bo w moim przekonaniu obydwie postacie publiczne skazano za poglądy, co w wolnym kraju jest nonsensem. Różnią się natomiast reakcją na zastane fakty. Co dla jednych jest niepomyślnym orzeczeniem niezawisłego sądu, dla innych jest planowym i złośliwym niszczeniem "wybitnej" jednostki. Prawdziwie żenujące jest, gdy owa jednostka myśli tak sama o sobie i nie potrafi tego ukryć w sytuacjach publicznych. Fani poety Rymkiewicza, jak za najlepszych lat komuny posługując się słowem hańba, zakrzyczeli odczytywanie (bezsensownego) wyroku. Jednocześnie na prawicowych stronach z ukontentowaniem przyjęto skazanie pani Środy, bo una nie ich. Zdecydowanie sarmackie postrzeganie sprawiedliwości. I nie jest to komplement.
Jako społeczeństwo stoimy na straży wolności poglądów, choćby były one odmienne od naszych i poparte wierszem kleconym aż zęby bolą. Przyznaję panu Rymkiewiczowi do tego prawo. Refleksja dodatkowa naszła mnie jednak, że od osób żyjących mentalnie w niewoli PRL-u nie można spodziewać się wzajemności pod tym względem. Pan Rymkiewicza zrymował, że musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce. I tak mi iskierka zamigotała w sercu, że może jednak w głębi swego ducha zauważa on różnicę pomiędzy 1981 a 2011. Iskierka zgasła, gdy sobie uświadomiłam, że to powiedzenie z czasów wygolonej hołoty, która doprowadziła nasze państwo do upadku.
Uważam, że oba wyroki są niesłuszne. W tym wypadku nie rozumiem prawicy - nie można stosować podwójnych standardów.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że sądownictwo poświęca czas i pieniądze na takie zajęcia.
OdpowiedzUsuńSam proceder przenoszenia sporów publicystycznych na wokandę zainicjował jakiś czas temu Adam Michnik i lawina ruszyła.
Szkoda, że sądy stały się chcąc nie chcąc uczestnikami debaty publicznej. Szczególny to znak naszych czasów...
W tym właśnie problem, @moi przedmówcy, że sądy są zmuszone zajmować się takimi sprawami i zajmują się nimi niewłaściwie. Zarówno pretensje do pani Środy jak i do pana Rymkiewicza są pretensjami osobistymi. Jakaś znana osoba powiedziała o nas coś nie po naszej myśli i biegniemy do sądu, żeby wyrównać rachunki. Dorośnijmy! Sąd w takich przypadkach, gdy wypowiedzi są poglądami, powinien wyjaśnić rzecz na pierwszym spotkaniu. Kara pienieżna dla skarżącego za zawracanie wymiarowi sprawiedliwościu głowy byłaby całkiem na miejscu.
OdpowiedzUsuńBo co takiego powiedział pan Rymkiewicz? Może to, co wielu myśli. Kto się nie liczy, nie ma wrogów. Podobnie wypowiedź Środy, dwukrotnie asekurowana, nie jest szkodliwa społecznie. Z pewnością dotyka ego pozywającego i tyle. Śmieszne wyroki, z których państwo powinno się wycofać.
Podobno ktoś kiedyś na rynku kopnął Sokratesa w dupę. Na pytanie, czy będzie kopiącego skarżył, Sokrates miał odpowiedzieć pytaniem: A ty sądziłbyś osła, który kopnąłby ciebie?
OdpowiedzUsuńJakoś tak mi się ta anegdota skojarzyła...
To jest element, który skarżący przegapiają: nobilitują autorów niepochlebnych wobec nich wypowiedzi. Nagle pani Środa urosła jako ekspert od historii, a pan Rymkiewicz okazał się być znaczącym głosem w dyskusji o GW. A najśmieszniejsze jest to, że gdyby nie procesy, nigdy nie poznałabym tych obraźliwych opinii :).
OdpowiedzUsuńSkoro GW kłóci się z poglądem pana Rymkiewicza, można odnieść wrażenie, że pan Rymkiewicz jest dla GW ważnym opiniotwórcą. Ja znam te łgarstaw pt. "liczy się dla nas każdy czytelnik/widz", ale bez przesady ... za bardzo sami uwierzyli w slogany?
Niestety, cokolwiek byśmy nie myśleli o obrażających nas osobach, NIE są one istotami niższego rzędu. Tzn. dla nas może i tak, ale obiektywnie patrząc, są takimi samymi obywatelami, jak my. Dlatego puszczanie płazem obelg, szkalowania, oszczerstw, etc (nie piszę o tych przypadkach, tylko ogólnie) nie zawsze jest oznaką dystansu.
OdpowiedzUsuńNie jest to kwestia tego, że ktoś jest istotą niższego rzędu. Choćby ze względu na zagęszczenie naszej populacji nie możemy uwzględniać opinii na nasz temat każdej osoby, która przetnie nam drogę. Możemy jej wysłuchać, ale nie jesteśmy w stanie za każdym razem korygować naszego sposobu bycia. Ten fakt powoduje, że jeśli już uwzględniamy cudzą opinię, to jednocześnie wskazujemy, że z jakiegoś powodu wybraliśmy danego autora opinii jako ważny punkt odniesienia.
OdpowiedzUsuńCo nam mówią wspomniane przeze mnie sprawy sądowe? Skarżący liczą się ze zdaniem oskarżanych. A chyba nie o to skarżącym chodziło.
OT. To moja ulubiona odpowiedź dla anonimowych bluzgów: Zbyt mało się znamy, żebyś był w stanie mnie obrazić. :)
Pozdrawiam.
Cóż, jeśli ktoś szkaluje moje dobre imię, to może rzeczywiście coś dla mnie znaczy. Jest jak psia kupa. Na publicznym trawniku możesz ją ignorować, ale u siebie?
OdpowiedzUsuńWszystko można ignorować, jest tylko kwestia czy to się opłaca.
OdpowiedzUsuńKupę można ignorować na publicznym trawniku ... hm, głębia metafory do mnie nie przemawia. Jak wiadomo nie można, jeśli w nią wdepniesz :)
A jak nie wdepniesz, to nie przeszkadza Ci, nawet na WŁASNYM trawniku?
OdpowiedzUsuń@Kiro, moja uwaga dotyczyła tego, że może lepiej byłoby, abyś nie posługiwała się porównaniami jeśli już po pierwszym Twoim zdaniu ja nie wiem jakie ono jest. Upraszczając, zadam pytanie. Twoim zdaniem to dobrze, że obydwie wspomniane w temacie postacie zostały oskarżone?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem źle do tego podchodzisz. Tak naprawdę ani dobrze, ani źle. Każdy powinien mieć prawo oskarżyć drugą osobę o zniesławienie. Nie jest to ani moralne, ani niemoralne. I tu kolejne moje porównanie: to zupełnie jak z seksem przed ślubem. ;-))) Nie jest ani dobry, ani zły.
OdpowiedzUsuńProblemem może być WYROK.
Nie wiem, czy wyraziłam się jasno.
Ależ tu się zgadzamy :). Każdy powinien mieć prawo oskarżyć drugą osobę o zniesławienie. Tylko że my jako społeczeństwo nie powinniśmy z tego prawa nieudolnie korzystać. TVP czy GW są emanacją naszego społeczeństwa i to niedouczenie widać jak na dłoni w skali makro. Stąd moja propozycja, aby edukować poprzez uderzenie po kieszeni.
OdpowiedzUsuńBo co robi GW/TVP? Są to instytucje, które nabuczyły się na szarego obywatela. Nabuczyły się i poszły do sądu. To nie jest pan Kowalski vs pan Nowak, tylko gigant przeciwko osobie prywatnej, trochę może i znanej, ale bez przesady. Gdyby to się wydarzyło na zgniłym Zachodzie, pojawiłyby się słuchy, że jedna z najpotężniejszych opiniotwórczo gazet w kraju się kończy, bo przerażają ją opinie jakiegoś pseudopoety. Tymczasem w Polsce od jakiegoś czasu jest to norma, że jak się nabuczymy o słowo w felietonie, to lecimy do sądu. To nie jest poważne. I nawet stronników danego medium może odstręczać ... nawet bardziej niż nachalne żebractwo o kasę w sms-owych konkursach.
Inna sprawa, że przy zderzeniu instytucja-osoba prywatna w naszym kraju wynik nadal wydaje się być do przewidzenia.
Cóż, może i masz rację. Ja chyba... nie mam na razie zdania, jak powinny postępować "opiniotwórcze" media. ;-)
OdpowiedzUsuńNie ma powodów do ".." :). Czy nam się podoba, czy też nie, jeśli coś jest duże, to siłą rzeczy jest opiniotwórcze. W końcu nie każdego stać na założenie kablówki tylko po to, aby nie oglądać świata wg św. Schymalli :)
OdpowiedzUsuń