Koniec świata za dwa lata, czyli oł maj gad, nadchodzi rok 2012

Świat bardzo często nas zawodzi. Ostatnio na moim ulubionym blogu opisującym fikcję dało się wyczuć niejaką ekscytację. Informacje o zbliżającej się Nibiru, którą już podobno można zobaczyć gołym okiem, pojawiały się z szybkością światła. Ponieważ jednak jest już koniec roku, emocje same z siebie musiały opaść. Natura nie połapała się w symbolice 25 grudnia i chyba nadal istniejemy. Widzę więc, że na stronie w sposób cichy powraca temat roku 2012.

... i przylecą na Ziemię wielkie, różowe kurczaki ...

Okapi powiedział/a


0
0

i

Rate This
Quantcast
Czy należy rozumieć, że spodziewają się 500 % przyspieszenia wszystkich niebezpiecznych dla Ziemian procesów o  jakich sygnalizuje ten blog? Więc kiedy to wszystko nastąpi? Tysiąclecie, rok czy miesiąc?

zenobiusz powiedział/a

0
0

i

Rate This
Quantcast
Myślę że odpowiedź jest pośrodku. Rok. Mam taką nadzieję.*
Skąd bierze się w ludziach to radosne oczekiwanie na ogólnoświatową katastrofę? O mrzonkach Nibiru już pisałam, ale autorzy takich stron/blogów czepiają się w zasadzie każdej szansy na zniknięcie świata takim, jakim jest obecnie. Kilka lat temu Jarosław Lipszyc na swoim blogu zadając sobie pytanie "dlaczego Polacy wszędzie widzą Żydów?" doszedł do takiej konstatacji:
Prawda jest oczywiście taka, że śmieci można łatwo produkować w każdym medium, o czym świadczą liczne pisemka dystrybuowane także (czy ciągle jeszcze?) przez Ruch SA. Problemem nie jest produkcja. Problemem jest owo bezkrytyczne wykorzystanie. Nie ma w Polsce ani pomysłu, ani nawet poczucia potrzeby wprowadzenia do szkół edukacji medialnej. Nie uczy się nigdzie korzystania z informacji, samodzielnej oceny wiarygodności medium i przekazu, udziału w procesie tworzenia przekazu. 
Edukacja medialna. Przyjęło się uważać, że w necie można napisać wszystko.  Nic tak szybko nie zyskuje czytelników jak niesamowite opowiastki dające nudziarzom poczucie, że oto w końcu dzieje się coś ciekawego. Odnoszę wrażenie, że ta chęć zaakceptowania każdego nonsensu, właśnie dlatego, że jest nonsensowny, jest wprostproporcjonalna do braku wiedzy. Pal licho, gdy chodzi tu o mniej lub bardziej wymyślne konfiguracje spółkowania celebrytów. Kiedy jednak ciż sami nudni ludzie biorą się za naukę, człowieka, który widzi ścieg grubymi nićmi szyty, może skręcić. Zauważyłam, że szczególnie osoby o pewnych warunkach psychologicznych (starsze, które dopiero niedawno dorwały się do zagłębia internetowego) mają ogromny problem z odsianiem co w necie warto cytować, a z czym można sobie dać spokój. Pokutowanie komuszkowego przekonania, że tylko to, co napisane w "drugim obiegu" niesie prawdę jest w tym przypadku widoczne gołym okiem (niestety to przekonanie zdradza także wiek jego autora). Internet jest pełen niesprawdzonych informacji umieszczanych przez "niezależnych" naukowców (czyli albo takich, którzy nie mają zatrudnienia, albo takich którzy wcale nie istnieją) i gorliwych amatorów, którzy chcą odkryć "wielki spisek" i projektują wydarzenia życia codziennego jako część "większego" planu. Tutaj przydaje się wątek religijny w życiorysie odbiorcy takich komunikatów. Im bardziej jesteśmy skłonni postrzegać związek przyczynowo-skutkowy tam gdzie go nie ma (bo tym w zasadzie jest myślenie religijne), tym chętniej zastrzyżemy uszami czytając te rewelacje. Jeśli tylko jakaś informacja wydaje się zgodna z osobistym, pokrętnym tokiem myślenia blogowicza, osoba taka nie sprawdza jej i radośnie podaje ją jako fakt. Czasem też blokuje kogoś, kto po prostu domaga się podania jej źródła (jam to, nie chwaląc się, miała tę dziką przyjemność doświadczyć).

Amatorstwo to wspaniała rzecz. Ale jej wspaniałość bierze się z chęci docierania do prawdy. Tutaj z kolei mamy do czynienia z podziałem: cała prawda, święta prawda i gówno prawda (Tischner, ksiądz). Niestety większość stron wieszczących o katastrofie w 2012 celuje w prawdzie trzeciego typu. Słyszę dziś w telewizji, że w Nowym Jorku jest największy atak zimy od ... (i tutaj można sobie coś wstawić, a niech będzie 100 lat, co nam szkodzi?). Jako żywo, świta mi wspomnienie, że słyszałam tę samą śpiewkę w ustach pogodynek, którym marzy się wielka kariera, w styczniu tego roku. Złośliwcy podobni do mnie takowe przemyślenia mają, ale nie tropiciele prawdy objawionej i wypatrywacze Nibiru. Im wszystko się układa. Tegoroczne powodzie, "ciężka" zima, susza w Nairobii, kryzys na giełdzie, Chrystus w Świebodzie - wszystko potwierdza z góry założony plan rozwoju naszej planety do roku 2012 objawiony poprzez Biblię, kalendarz Majów, tajemnicę fatimską i stronę sekretyameryki.com jednocześnie. Zachowanie słońca zawsze jest "dziwne" (bo świeci), to "inni" cenzurują Internet (choć sam nie wpuszczam inaczej myślących na moją stronę), obecny porządek świata upada (bo jestem stary i nie umiem korzystać z karty płatniczej), a Polska po przejściu komet i ufoludków przetrwa (bo ja tu mieszkam).

Faktycznie świat się kiedyś skończy skoro podstawową zasadą tej naszej rzeczywistości jest zmiana. Buntuję się jednak przeciw wplataniu w tę opowieść czegoś tak trywialnego, jak planety zmyślone przez szczwanych pisarzy lub mitologie dopisane przez znudzonych prawdziwym życiem właścicieli lokalnych stacji radiowych w Kansas. Ponieważ chyba jednak będziemy mieć szczęście przeżyć rok 2011 (jeśli nam się Ziemia nie przebiegunuje lub wielkie, różowe kurczaki nie przylecą przejąć władzę nad światem od  masońsko-żydowskiej koterii z centrum pod lotniskiem w Denver), a to jest mój ostatni (o dość surrealistycznej dla większości - i bardzo dobrze - tematyce) post w roku 2010, życzę wszystkim czytelnikom pogody ducha, poczucia humoru i władzy nad samym sobą. Starzejemy się, więc z pewnością będzie gorzej. Zakończę  w związku z tym moim ulubionym absurdalnym pozdrowieniem:

Cheer up. The worst is yet to come!


Neil DeGrasse Tyson (2.02.2009) o fikcji 2012

* w wypowiedziach obydwu osób poprawiłam spacje pomiędzy kropkami i przecinkami, bo bardzo irytuje mnie przestankowe niechlujstwo.

Komentarze

  1. 100% racji, pani redaktorko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę już tych ,,końców świata" przeżyłem, dlatego ze spokojem czekam na następny. Być może w tym oczekiwaniu na koniec świata tli się odległa w czasie świadomość gatunku o wielkich kataklizmach. A może sporej grupie ludzi marzy się zwielekrotnione samobójstwo. Podobno jest w nas nieświadome pragnienie śmierci. Podobno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Te wielkie różowe kurczaki wydają się być wielce prawdopodobne, choć osobiście najbardziej podoba mi się wiara jakiegoś nieznanego mi bliżej indiańskiego plemienia, zakładająca nadejście Wielkiego Kreta, który ponoć wyprowadził ludzi z głębi Ziemi na jej powierzchnię. Tak po ludzku, to bardziej mnie przerażają teorie spiskowe, jak ta o dobijaniu ludzi w Smoleńsku (teoria nie wyjaśnia po co dobijać ludzi bez głowy).

    OdpowiedzUsuń
  4. @Wolandzie, jak można dobić dwie lewe ręce, oto jest pytanie. Ale z tego, co przemknęło mi przez świadomość, tę teorię radosną ogłoszono w gazecie, która bardzo wspiera teorię o dzieworództwie wśród naczelnych, więc my name is nobody i nie mam więcej pytań. Powiem Ci, że Wielki Kret do mnie przemawia ... :]

    @alwie, i ja, kiedy tak się zastanowię, brałam w kilku końcach świata udział, co ktoś może gorzko spuentować, jako wyjaśnienie braku sukcesów naszej kochanej Ziemi na tym polu. Rozumiem, że oboje, jakoś tak atypowo, o zbiorowym samobójstwie nie marzymy. Rączki w górę - policzymy ilu nas ;p

    @nachaszu, tylko przez 3 miesiące. I znudziło mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  5. otóż niedawno zostałam towarzysko eksterminowana z powodu wyrażenia poglądu, iż wiara w istnienie chemtrailsów cechuje ludzi o niedostatkach wiadomości formalnych. I że właściwym zachowaniem w tej sytuacji byłoby uzupełnienie braków bądź zamilknięcie, aby ocalić przynajmniej wspomnienie po własnej inteligencji.
    Niestety okazało się, że ten pogląd jest niedelikatny i zarozumiały, bo wszak każdemu poglądowi należą się szacunek i uwaga.

    Podobnież (znaczy się najstarsi górale tak mówią) wiek XXI ma być wiekiem powrotu zabobonu i jest to jedyna z wielkich przepowiedni dla ludzkości, której wróżę znakomitą trafność.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepowiadanie katastrof i końców świata to niezły biznes. Biznes oczywiście dla tych wszystkich, korzy jeżdżą z odczytami za cash. Widać nie wierzą w rychłe spełnienie swych opowieści-dziwnej-treści, skoro gromadzą skrzętnie mamonę:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Który to już koniec świata? Ostatnio przejrzałam pod tym kątem internet i dotarło do mnie, że przeżyłam już co najmniej trzy końce świata! To jest dobre dla masochistów. Albo dla ludzi, którym brakuje adrenaliny. Czy dla ludzi, którzy po prostu mają nudne życie.

    Co prawda rzadko się zgadzamy, ale lubię Cię czasem odwiedzić (żeby się nie zgadzać). Tak więc wszystkiego dobrego na Nowy Rok! Szczęścia, dobrej zabawy, nudy w polityce i jak najmniej wizji końca świata.

    OdpowiedzUsuń
  8. @a. ... bo szczególnie poglądy z rodzaju umpa-umpa-śmierdzi-więc-pewnie-ktoś-zrobił-kupę szanować należy, znaczy: im bardziej dany pogląd jest niesprawdzalny i górnolotny, tym więcej "szacunu" społeczeństwo udziela głoszącemu. Świata nie zmienisz.

    OdpowiedzUsuń
  9. @caddicusie, porażająco trafna uwaga, NIESTETY.

    @Magrat, dopiero wróciłam z podróży, więc spóźnione życzenia noworoczne :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli to tylko możliwe (a możliwe jest ZAWSZE), NIE wybieraj komentowania jako: ANONIMOWY, tylko "Nazwa/adres url".

Nawet, gdy nie masz swojej strony/bloga (czyli adresu url), NAZWA WYSTARCZY. I wtedy wiem, że ty to Ty :). And we can talk ...


W przypadku podejrzenia, że uporczywe podpisywanie się jako anonim jest spowodowane tym, że nie jesteś dość rozgarnięty/a, zastrzegam sobie prawo kasowania. Swoją głupotą nie należy męczyć innych.
Miłego dnia :)

Popularne posty