Kogo straszy Duch Parytetu?

     Tak sobie rozmawiam o tym i owym z Pawełku i nieustannie wracamy do dwóch rzeczy: religii (bardzo go interesuje, bo na niej zarabia) i roli kobiety. ReligiE mnie interesują, ponieważ fascynuje mnie teatr, kulturotwórcza rola mitu i muzyka. Rola kobiety jest natomiast ważna dla mnie z powodu funkcji przyrodzonej: jestem nią 24h i ponieważ oderwać się nie mogę, tak sobie tam chałupniczo dziergam moją kobiecość.
     Wejdźmy więc na temat parytetów dla kobiet w polityce. Ponieważ jakoś tak na razie jestem za tym pomysłem, bo prof. Staniszkis nie zachwyciła mnie taką retoryką, która odwiodłaby mnie od tego przekonania, zyskałam w oczach Pawełku (a i pewnie paru innych czytelników) opinię zatwardziałej feministki. Jak wiemy jest to w Polsce epitet, ale mogę być i zatwardziałą feministką (choć feministką z zatwardzeniem wolałabym nie). Otóż, drodzy czytelnicy płci męskiej czujący zagrożenie ze strony parytetów: czy uważacie, że to sprawiedliwe, iż tylko cwani mężczyźni dochrapują się dobrze płatnych stołków po znajomości? Dlaczego nepotyzm królujący na politycznych salonach nie miałby dzięki zwiększonej liczby kobiet na listach wyborczych do Sejmu i Senatu stać się także udziałem tej drugiej płci? Przecież oczywiste jest, że wójt gminy prędzej na swojego asystenta wkręci syna kolegi partyjnego, niż dyplomowaną sekretarkę. A w przypadku drugim najczęstszym scenariuszem jest pozostanie na stanowisku sekretarki do czasu, aż jej biust zacznie przegrywać z grawitacją. 
     Uważam, że niechęć do parytetów dla kobiet ma dwie utajone przyczyny (wbrew biadoleniom oficjalnym jak to parytety upokarzają kobiety, więc trzeba dbać o ich godność sprzeciwiając się takim nowalijkom):
        1. Polityk to praca zbyt dobrze płatna, aby się nią dzielić. Nie jest tajemnicą, że prace tzw. "kobiece" stają się z automatu zawodami mniej poważanymi. Tak jest z zawodem pielęgniarki, sekretarki i taki los zaczyna dzielić zawód nauczyciela. Panowie odpływają z niego drzwiami i oknami, a szkolenia metodyczne zaczynają się od "drogie Panie", kończą się zaś określeniem "misji i wizji". Do wyboru kariery polityka należy kobietę zniechęcić, bo może się okazać, że będzie zarabiała więcej niż jej mąż. A to kiła-mogiła i ola-boga, rozpady małżeństw i eurosieroctwo mężów przecie.
        2. Romantyczna wizja kobiety pokutująca w Polsce. W XIX w. chodziło toto (co ja mówię: sunęło nad ziemią jak zjawisko) obwieszone czarną biżuterią i rzewnie łkało po jakimś narzeczonym-powstańcu (który "głowę był złożył") pasjami umierając w młodym wieku na suchoty, oczywiście z wielkiej miłości. Niemcy mają swoją Merkel, Anglicy mieli przeklinaną Thatcher, a na kogo nas było stać? Na Suchocką, która po premierowaniu tak się zawstydziła tymi swoimi mało kobiecymi zainteresowaniami, że postanowiła odpokutować to zostając ambasadorem w Watykanie. Merkel nie ma wprawdzie dzieci, ale miała dwóch mężów, Thatcher męża jednego, za to dwoje dzieci. Okropne jest to, co sobie pomyślałam, że Polacy zaakceptowali Suchocką jako polityka, bo nie wydawała się mieć własnego życia. Czyli nadawała się do kanonizacji :I
     Rozwiewając mitologię: kwestia parytetu w Polsce to kwestia stosunku 1:1 na listach wyborczych, a nie stołków w Sejmie.  Czyli wybierający będą mieli wybór, czy w ogóle są zainteresowani 50% polityków, których nazwiska znajdą na kartach wyborczych. Możliwe, że nie będą zainteresowani i ilość kobiet w Sejmie nie zmieni się na plus. Piszę to, aby ktoś, kto natknął się na blogowiczów światłych inaczej i po zapoznaniu się z ich równie światłymi definicjami czym jest parytet, nie sądził, że chodzi o to, że w Sejmie ma "z urzędu" zasiadać 50% posłów czci niewieściej. Pod takim jednym wpisem napotkałam oczywiście radosne rechoty, aby wprowadzić parytety w hutach. Paweł z kolei na własnym blogu był łaskaw dorzucić z uśmiechem konieczność parytetów dla homoseksualistów lub ludzi z wykształceniem średnim. Drogi Pawle: pisałam już, że kobiet jest  w Polsce ok. 50%, w polskim Sejmie ok. 20% a w Senacie ok. 10% (uśredniam tutaj różne lata). Odsetek homoseksualistów na świecie  to w porywach może być kilka procent. Ponieważ przy okazji aplikowania na posadę posła nie wypełnia się kwestionariusza o zachowaniach seksualnych, nie mamy podstaw przypuszczać, by reprezentacja homoseksualistów w rządzie różniła się znacznie od ich procentowego udziału w całym społeczeństwie. Sądząc nawet z braku znanych publicznie związków sformalizowanych w życiorysie danego polityka, można przypuszczać, że jest on homoseksualistą. Tzn. można przypuszczać jak ktoś się tym fascynuje, bo mi-to-loto. Trudno domniemywać więc, że geje nie są proporcjonalnie reprezentowani. Natomiast nie  można nie zauważyć, że kobiety nie są proporcjonalnie reprezentowane (patrz: % które podałam wyżej). Jeśli parytety mogą (choć nie muszą) zmienić tę sytuację, czemu miałabym jako kobieta być im przeciwna? Bom dziewica ze złamanym sercem, która sunie nad ziemią karmiąc fantazje chłopców z prawicy? Nie sądzę, żeby moje poparcie dla parytetów czyniło mnie mniej kobiecą, ale nie popadajmy w mrzonki :)
     A zarzut z "to już było w PRL-u", czyli widmo równości wymuszonej? Polecam odpowiedź jaką personalny Łukasik udzielił pannie Kasi uzasadniając czemu kobiety nie są przyjmowane do pracy w WPT (odc. 4 Zmienników Stanisława Barei, rok 1986). Kto tu się powtarza?
     Dostrzegam oczywiście słabości pomysłu na parytet. Jak napisałam, na liście wyborczej byłaby odpowiednia liczba kobiet,  ale pamiętajmy że w wyborach głosujemy w taki sposób, że  zyskują Ci, których nazwiska są na  tej liście najwyżej.  A więc łatwo takie prawo obejść, tym bardziej, że Polak potrafi. Zdaję sobie również sprawę, że same parytety niczego nie zmienią. Tutaj konieczna jest praca u podstaw, bo dziedziczenie "mentalności Łukasika" występuje ponad podziałami ideologicznymi na lewicę i prawicę. Czuję niechęć do załatwiania takich spraw odgórnie za pomocą paragrafu. Podobny dyskomfort czuli pewnie w latach 50-tych biali obywatele, którzy w  USA znieśli segregację rasową. Rasizmu to nie usunęło, ale ktoś ten pierwszy krok w kierunku normalizacji systemu musiał zrobić. Jeśli ktoś zna lepszy sposób na uczciwą reprezentację spraw kobiet w rządzie, jestem otwarta na propozycje. Z poparcia dla parytetu mogę się z entuzjazmem wycofać w każdej chwili, jeśli znajdzie się bardziej funkcjonalna alternatywa, która umożliwi kobietom decydowanie o własnym losie zamiast upychać nas w niszach poniżej średniej krajowej, za to z "misją i wizją".

Komentarze

  1. Nie znam uczciwszej drogi do sprawdzenia naszej przydatności w polityce , i skuteczniejszej .
    Mało tego w krajach skandynawskich , gdzie ekonomia aż tak nie dominuje nad political correct ,parytet zastosowano w zarządach spółek firm.
    Przyniosły zyski , nie straty .

    Po pewnym czasie można będzie parytet znieść , ale obawiam się , że panowie nie będą chcieli :)) !

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz Aleksandro, ale jednak jest teraz spory opór materii i niektóre komentarze pod takimi tematami są naprawdę płytkie. Ludzie albo nie wiedzą co to jest parytet ale powtarzają czyjeś argumenty nie zbadawszy źródeł, albo dają się nieść zwykłym uprzedzeniom.

    Kiedy piszę, że jestem feministką, niektórzy panowie traktują mnie jak babo-chłopa i czują się zagrożeni :)) Jest to naprawdę zabawne, jeśli ogólnie spojrzeć na moje poglądy o równości płci, które są też bardzo korzystne dla panów (bo rozwijają ich jako partnerów). Ale takie reakcje pokazują, że Polacy poruszają się w kręgu słów-kluczy zamiast samodzielnie badać rynek.

    Przypuszczam, że parytety w jakiś sposób podnoszą panom poprzeczkę konkurencji ... ale czyż nie lubicie panowie walczyć i pokonywać trudności?

    OdpowiedzUsuń
  3. W zasadzie na mega-absurdalność feministyczno-socjalistycznych idei zrównywania wszystkich na siłę (bo różnice są wg nich "be" i od Złego Ducha) odpowiedziałem na moim blogu. Powtórzę tylko:

    W całej dyskusji o parytetach zastanawiająca jest intelektualna schizofrenia feministycznej ideologii. Feministki uważają, że każda różnica w traktowaniu (np. przy zatrudnianiu, na listach wyborczych itd.) z powodu płci jest nie do zaakceptowania.

    JEDNOCZEŚNIE używają podobnej retoryki do stwierdzenia, że zatrudnienie musi odbywać się WEDŁUG KATEGORII PŁCI (np. parytety). To co wg nich powinno być zakazane, w rzeczywistości staje się obowiązkowe. Ciekawe, prawda?

    Myślę, że trafnie wyraził to Ronald Reagan. Podczas swojej kampanii w 1980 r. powiedział: "Nie możemy pozwolić, aby ta szlachetna idea równouprawnienia była zniekształcana w rządowych wytycznych czy quotas, które wymagają, by raczej rasa, narodowość czy płeć była głównym czynnikiem branym pod uwagę przy zatrudnianiu czy w edukacji, niż zdolności i kwalifikacje. Zwiększanie dyskryminacji wobec pewnych ludzi aby ją zredukować w przypadku innych, nie kończy dyskryminacji" - Ronald Reagan (Phylis Schlafly, Feministyczne fantazje, Wyd. Wektory, 2006, s.145.)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam nic przeciwko temu aby kobiety próbowały "dorwać się do koryta". Podobnie jak nie mam nic przeciwko temu by próbowali to robić bezdzietni czy kawalerowie. Niech próbują jak każdy inny.

    Niczego nie odmawiam feministkom. Jedynie poza tym, by faworyzować je (bez żadnych wysiłków) 50 procentami miejsc na listach wyborczych. Niech o owe miejsca się postarają, tak jak starają się o pracę, o spłacanie kredytu. W życiu powinno się wynagradzać za wysiłek i pracę.

    Ważniejsze od płci są dla mnie poglądy kandydatów(i kandydatek) oraz ich dotychczasowy dorobek dla mojego kraju. Niestety ŻADNA ze zwolenniczek parytetów ani członkiń Partii Kobiet o tym nie mówi. Wręcz zachęcają do głosowania ZE WZGLĘDU NA PŁEĆ (!).

    Sprzeciwiam się temu, jak każdy zdrowo myślący człowiek, by nie-politycznej i niemerytorycznej kategorii (bo nic nie słyszę o poglądach owych kobiet nt. polityki zagranicznej, społecznej, gospodarki itp.) jaką jest płeć nadawać jakiekolwiek znaczenie podczas ustalania list wyborczych. To jest kompletny absurd - wstawianie kogoś na listę lub głosowanie na daną osobę ze względu na to co ma (lub nie ma) między nogami, a nie w głowie!

    Myszko, zastanów się przez chwilkę... Plizzzzzzz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Myszko! Fajny tekst.
    Ja też- z przekonania- jestem feministką. I się nie wstydzę o tym mówić, choć nie wszyscy pod tym słowem rozumieją to, co ja.
    Jestem jak najbardziej za wprowadzeniem obowiązkowego parytetu- co najmniej 50% miejsc na wszystkich listach wyborczych dla kobiet. Co zrobią wyborcy, to już inna sprawa. Niech wszystkie partie, których politycy mają pełne gęby równości, pokażą, że to, co mówią, jest choć w części prawdziwe.
    I niech to idzie od góry, bo opór materii jest ogromny. Ja myślę, że to nie tylko politycy, starzy wyżeracze powodują, że tak mało kobiet jest we wszelkich władzach. To również kwestia przekonania nas, kobiet, że potrafimy dużo dobrego wnieść do przedsiębiorstw i do wielkiej polityki. Ale tu potrzebna jest większa pomoc państwa- pomoc w wychowaniu dzieci (brak żłobków, przedszkoli, świetlic z prawdziwego zdarzenia przy szkołach). No i trzeba przełamać ogólną tendencję na "dołach". Za długo wciskano nam wszystkim służebną rolę kobiety w domu, w małżeństwie. Jeszcze tak niedawno, choćby w szkołach- sfeminizowanych ogromnie- zdecydowana większość dyrektorów to byli przecież mężczyźni... A ile mamy kobiet- wójtów? radnych na wszelkich szczeblach? Od czegoś trzeba zacząć. Więc my, kobiety, musimy domagać się głośno tej równości. Również w polityce.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Pawle, już odpowiedziałam na te Twoje zarzuty.

    Jeszcze raz JASNO I WYRAŹNIE:

    Ja po prostu nie rozumiem czemu kobiety mają się starać BARDZIEJ niż mężczyźni. A muszą starać się bardziej. Parytety zapewnią nam, że możemy się obijać tak samo jak politycy-mężczyźni :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ireno, kiedyś mój znajomy nauczyciel powiedział mi, że kobiety spełniają się w tym zawodzie, gdy sobie złapią męża, który zarabia prawdziwe pieniądze. W związku z tym mężczyzna-nauczyciel z rodziną na utrzymaniu jest na straconej pozycji :]].

    Tak jest z kobietami - uczy się je, żeby nie oczekiwały, że utrzymają się same. Mają więc wdrukowane zwalnianie się, gdy dziecko chore i godzenie się na niską pensję, bo mąż przecież zarobi. Podejście zmienia się teraz, gdy wiele kobiet jest samotnych i jasno stawiają pracodawcy pytanie "ile i czemu tak mało?", albo proszą partnera, żeby to on zaopiekował się dzieckiem, bo im się to finansowo nie opłaca. To pewnie dziwnie brzmi w kobiecych ustach - do tej pory był to męski argument: nie wezmę opiekuńczego, mnie się to nie opłaca ... A przecież odpowiedzialność za rodzinę wszyscy dźwigają po równo ...

    Parytety pomogą rozpocząć faworyzowanie, które poszerzy rynek pracy dla kobiet. Jeśli facet zatrudni faceta tylko ze względu na jego płeć, czemu fakt że kobieta zatrudni kobietę ze względu na jej płeć martwi Pawła?

    30 czerwca 2010 14:37

    OdpowiedzUsuń
  8. W sumie sprzeciw wobec parytetu, to obrona stereotypu niższości kobiet( głęboko skrywana przez facetow , ale i baby :) .

    OdpowiedzUsuń
  9. Yup, przede wszystkim kobiety same strzelają sobie gola. Zauważ jak wiele kobiet nie rozumie słowa feministka, albo przyswaja je z definicją turpistyczno-modernistyczno-potworniastą proponowaną przez mężczyzn.

    Przykre jest to, że gdy kobieta zaczyna spotykać się z mężczyzną, prawie natychmiast zaczyna się fascynować jego zainteresowaniami, a prawie nigdy mężczyzna nie zna zainteresowań swojej kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  10. Osobiście nienawidzę pracować z kobietami. Ale nie ze względu na ich perfekcjonizm (często perfekcjonizm bywa w pracy zaletą), tylko ze względu na takie cechy, jak małostkowość i niestety pobłażliwość wobec mężczyzn.

    Naprawdę żenuje mnie, gdy widzę, jak wiele kobiet lubi łechtać męskie ego. Albo, jak wiele kobiet lubi kopać pod sobą dołki - i to tylko w ramach rywalizacji o sympatię, czy uznanie ze strony facetów. Dlatego przyznaję - jeśli znajdę kiedyś jakąś przyjemną pracę w wydawnictwie, bardzo bym chciała, by moją szefową nie była kobieta ;))

    Chciałabym móc napisać coś innego, jako że zostałam wychowana w duchu feminizmu, ale niestety. Solidarność jajników jest iluzoryczna. Nawet, gdy próbuję nakłonić kobiety do większego solidaryzowania się, to napotykam mur. Przyzwyczajeń, mentalności, może atawizmu?

    W sprawie parytetów nie jestem do końca zdecydowana, ale chciałabym, żeby wszystkie kobiety były, jak Margaret Thatcher.

    Chociaż zadziwiające, że o kobietach politykach, czy kobietach nauki, które głoszą jakieś niepopularne poglądy, mówi się zazwyczaj w stylu: "niewyżyta baba". Wciąż widać pokutuje stereotyp, że kobiety, które są ludźmi nauki, czy polityki, robią to dlatego, że nie zrealizowały się na innym polu - życia rodzinnego.

    dagmarella

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja pracuję z wieloma kobietami i różnie jest. Kobiety nie mają patentu na mundrość. Powiedziałabym, że tyle samo jest idiotek co idiotów.

    Twoja uwaga o postrzeganiu kobiet-polityków jest niestety słuszna. Faktycznie sądzi się, że kobieta robiąca karierę, robi ją, bo prywatnie jej nie wyszło. Myślę zresztą, że swój udział w tej stereotypizacji ma także drób, który stygmatyzuje koleżanki, pocieszając się, że wprawdzie same mają jednego, ale zaobrączkowanego :).

    OdpowiedzUsuń
  12. Zastanawiam się czym właściwie jest ten feminizm? Kto to jest feministka? Jak dotąd słuchając różnych wypowiedzi tzw. feministek doszedłem do wniosku, że feministka to osoba (bron Boże nie kobieta?), która traktuje naturę kobiety jako coś gorszego. Takie negatywne postrzeganie kobiecości powoduje kompleksy i skłania do rywalizowania z mężczyznami, którzy najwyraźniej postrzegani są jako godniejszy (lepszy?) przeciwnik. Nie wiem skąd u piszących tutaj pań pomysł, że mężczyźni boją się feministek? Nie ma sensu bać się takich ludzi którzy wstydzą się tego kim są. Jako facet nigdy nie nazwałbym kobiety kurą domową a tutaj wystarczy kilka zdań i już mamy w wypowiedzi kobiety odwołanie do drobiu. Drogie panie, chcecie żeby Was szanowano to same też się szanujcie. Bycie kobietą to nic złego nie mam bladego pojęcia dlaczego feministki uważają inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Twin, uwielbiam być kobietą. Zagląda do mnie Paweł, który uważa, że kobiety mają swoje miejsce. Ale w życiu Pawła wszystko pewnie już ma miejsce, więc trudno z tego czynić mu zarzut. Z tymże mój post był jakby odpowiedzią na jego stanowisko, dlatego taka a nie inna retoryka :)

    Feministki uważają, że kobiety to ludzie . Nie jest to powszechne przekonanie. Nie dalej jak dzisiaj słyszałam, jak prezes Kaczyński mówił coś o sprawach ludzi, A TAKŻE kobiet.

    Między kobietą a kurą domową nie ma znaku równości. Tak jak nie ma go pomiędzy mężczyzną a cieciem. Cieć czyli gospodarz domu to bardzo ważny zawód. Ale chyba nie chciałbyś aby ktoś za Ciebie Twoją przyszłość sprowadzał tylko do takiej perspektywy? A może jednak?

    Pozdrawiam i cieszę się, że wypowiedziałeś swoje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Myszko, piszesz: feministki uważają, że kobiety to ludzie, skoro tak to ja pewnie też jestem męską feministką bo wyznaję tak ważną prawdę jak człowieczeństwo kobiet :-). W moim odczuciu feministkom nie chodzi o "uczłowieczanie" kobiet ale o wykazanie dominacji nad mężczyznami, o rywalizację na tych polach gdzie dotąd dominowali mężczyźni. Sama idea wprowadzania kobiet do dziedzin życia dotąd uważanych za typowo męskie moim zdaniem jest dobra jednak nie powinna być przeprowadzana siłowo. Jak na mój gust to jedynym kryterium czy to przy obsadzaniu stanowisk czy tworzeniu list wyborczych powinny być kompetencje zainteresowanej osoby. Mamy przecież powszechny dostęp do edukacji i równe szanse. Dawanie komukolwiek przywilejów tylko z tego powodu, że jest mężczyzną czy kobietą to moim zdaniem błąd. Dlaczego ktoś o wysokich kwalifikacjach ma zostać wyrzucony z pracy czy z listy wyborczej z tak dziwnego powodu jakim jest niewłaściwa płeć? Czy to nie dyskryminacja ze względu na płeć właśnie? Powinno się walczyć z jakimikolwiek przejawami takiej dyskryminacji a wtedy kobiety które chcą i potrafią odnaleźć się w dotąd "męskich" zawodach nie będą miały większego kłopotu z osiągnięciem swojego celu. Kiedyś słyszałem taki dowcip, że w ramach walki z dyskryminacją płci stewardesa powinna w połowie trasy zamieniać się rolami z pilotem samolotu. Poleciałabyś takim samolotem? :-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. O stewardesie, które pilotowały Boeinga było gdzieś niedawno :))

    Jest wielu feministów wśród mężczyzn. Jeśli już muszę uściślać jestem absolutnie przeciwna radykalnemu odłamowi feminy, które są lesbijkami i twierdzą, że bez facetów sobie poradzą. Oczywiście radzę sobie, ale to nie powód aby postulować "Twin do gazu" ;)). Myślę, że taka postawa to efekt jakichś ciężkich przeżyć, których ja nigdy nie doświadczyłam.

    "Dlaczego ktoś o wysokich kwalifikacjach ma zostać wyrzucony z pracy czy z listy wyborczej z tak dziwnego powodu jakim jest niewłaściwa płeć?"

    - przykro mi to pisać, ale statystyki wyraźnie wskazują, że przeciętnie wyższe kwalifikacje mają kobiety. Skoro średnio mają je kobiety, ale również średnio to nie one piastują najwyższe urzędy, urzędy te nie są rozdawana wg kompetencji.

    Zresztą jeden z cytatów w późniejszym temacie o tym mówi: nie ma powodu, aby kobiety miały wyższe kompetencje od mężczyzn. Nie ma powodu, aby kobieta musiała udowadniać, że jest od faceta lepsza. Jeśli facet na stanowisku może być niekompetentny, kobieta też powinna mieć taką samą szansę wykazania się niekompetencją :))

    OdpowiedzUsuń
  16. Było, było o stewardesie. Jednak stewardesa miała licencję pilota czyli potrzebne kwalifikacje. O ile dobrze pamiętam nie była to licencja na samoloty pasażerskie ale zawsze jakaś.

    "- przykro mi to pisać, ale statystyki wyraźnie wskazują, że przeciętnie wyższe kwalifikacje mają kobiety. Skoro średnio mają je kobiety, ale również średnio to nie one piastują najwyższe urzędy, urzędy te nie są rozdawana wg kompetencji"

    Cóż, są jednak kobiety, które piastują najwyższe urzędy. Dlaczego jednym się udaje a innym nie? Być może jest tak jak mówisz ale jeśli tak jest, to jest to patologia. Czy warto zastępować jedną patologie inną, zamiast zwalczać wszelkie jej formy? Szczerze powiedziawszy w naszej kochanej ojczyźnie wiele jest takich patologii i to nie tylko korzystnych dla mężczyzn. Wystarczy iść do urzędu gdzie obsługująca petenta urzędniczka czy urzędnik nie bardzo wiedzą po co tam są i brakuje im wiedzy nt. spraw, którymi się mają zajmować. Czy jest to mężczyzna czy kobieta to znaleźli się tam z innych powodów niż kwalifikacje, zazwyczaj ktoś z rodziny załatwił dobrą pracę. Moim zdaniem z takimi przypadkami trzeba walczyć a nie dawać prawa kobietom do takiej samej niekompetencji jak facetom. Chyba powinniśmy mierzyć do góry a nie w dół. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Twin, wiem, że są kobiety, które piastują wysokie urzędy. Ale nie ma odzwierciedlenia statystyk w innych statystykach.

    Patologią jest, że ta kobieta na wysokim stanowisku musiała skończyć dwa fakultety, znać 4 języki, mieć 15 lat praktyki i dodatkowo bujać się na żyrandolu, podczas gdy jej kolega-kierownik z tego samego szczebla skończył jedne studia na przeciętnym poziomie i słabo duka po angielsku, a jednak ... awansował 5 lat przed nią.

    Jestem za równością wobec prawa. Idiotyzmy upadlające mężczyzn też należy znieść. Takim upodleniem jest np. nagminnie przyznawane prawa do opieki nad dzieckiem po rozwodzie kobietom. Należy skończyć z tą głupotą. Głupota pań/panów w urzędach to kwestia kolesiostwa, czyli inna wersja nepotyzmu w polityce. Jak pisałam, w polityce jest więcej facetów, ponieważ jest to praca dobrze płatana, a wiadomo, że kobieta nie zasługuje na to, żeby dobrze zarabiać. Wyrównuje się to na najniższych, słabo płatnych szczeblach, za to z możliwością pracy do emerytury i wizją braku rozwoju. Ponieważ wiadomo, że kobieta marzy tylko o tym, aby zaciążyć, mieszkać całe życie w jednym miejscu i dostawać podwyżki co 10 lat, praca przy okienku jest uznawana za najlepsze miejsce dla kobiety. Dlatego rezerwuje się je dla niekompetentnych kuzynek, cioć i sąsiadek. W tym przypadku, wystarczy, że nie jestem "swoja", a bez względu na moje kompetencje moja aplikacja o pracę zostanie odrzucona tak samo jak Twoja :)

    Nie twierdzę, że parytety są remedium na wszystko, ale w tej chwili wyrównanie poziomu niekompetencji to będzie w Polsce duży postęp. Oczywiście w Danii to byłby ŻADEN postęp, ale nie jesteśmy w Danii. Dlatego powinniśmy wprowadzić parytety w polityce i karać ciężko za kradzieże rowerów. A o normalności jako takiej będziemy mogli mówić za jakieś 40-50 lat.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli to tylko możliwe (a możliwe jest ZAWSZE), NIE wybieraj komentowania jako: ANONIMOWY, tylko "Nazwa/adres url".

Nawet, gdy nie masz swojej strony/bloga (czyli adresu url), NAZWA WYSTARCZY. I wtedy wiem, że ty to Ty :). And we can talk ...


W przypadku podejrzenia, że uporczywe podpisywanie się jako anonim jest spowodowane tym, że nie jesteś dość rozgarnięty/a, zastrzegam sobie prawo kasowania. Swoją głupotą nie należy męczyć innych.
Miłego dnia :)

Popularne posty