Postulat styczniowy: tematy zastępcze dla ludu!

Wyniki z tego tygodnia mówią nam, że lud mediom ufa. Tak to ogłoszono w tych publicznych, oczywiście wskazujących najwyższe zaufanie dla samych siebie. Słowa nie było o tym, że dobra antena nadal kosztuje, a tvp1 odbiera nawet w wychodku, więc "Moda na sukces" zostaje ocalona dla Polaków. Wszyscy wierzą Ridżowi. Tematycznie media zostały w ostatnim tygodniu zdominowane przez dwa wydarzenia. Końcowy raport MAK w sprawie katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem nie przerwał wyjazdu premiera Tuska, nie jest więc on Polakiem (albo raczej: ta prawda została zilustrowana po raz kolejny, bolesny w szczególności dla pewnej grupy rodzin ofiar). Po drugie zaś, JPII zostanie beatyfikowany 1 maja i wszyscy Wadowiczanie chcą się wówczas udać do Rzymu, oczywiście razem ze swoimi władzami (wniosek: w Wadowicach nie ma ani jednego ateisty). Poważna przeszkoda, traktowana z prawdziwą troską przez dziennikarzy: bilety lotnicze drożeją, więc nie każdy będzie mógł sobie pozwolić na tę podróż - jest to oczywiście ... co? Jest to ... podpowiadam ... oburzające
     Ponad tydzień temu wracałam na Dolny Śląsk pociągiem (ani słowa nie będzie o bałaganie na PKP, bo gdy się kupuje I klasę, nie jest on, okazuje się, taki istotny) przez podtopione pola. Wczoraj w jednym z programów informacyjnych, po dokładnej analizie dwóch przedstawionych powyżej bardzo ważnych dla losów Polski zagadnień, wpuszczono na wizję chłopa, który żalił się, że woda mu w piwnicy podchodzi i on już nie wie, co ma w tym życiu robić. Osobiście radziłabym kopać rowy melioracyjne, które po drugiej wojnie ludność napływowa tak pracowicie pozasypywała. Z drugiej strony, lud jest prosty, a rowy melioracyjne powinny być domeną troski władz. Te jednak zamartwiać się mają promilami we krwi gen. Błasika, tudzież rosnącymi cenami lotów do Rzymu. Tak wynika z zatroskanych głosów dziennikarzy, którzy martwiąc się o czarny PR dla Polski, rozgłaszają krępujące informacje o naszej nieudolności na lewo i prawo. Kwestia ewentualnych roztopów musi w mediach poczekać. Na razie przekrada się dość wstydliwie w informacji o akcji polskich i niemieckich lodołamaczy na Odrze, które robią swoje, nawet gdy posłanka Kempa przeżywa raport MAK. Co w takich razach ma czynić lud, czyli my (oprócz oczywiście kopania rowów)? W ramach przejmowania kontroli nad naszym własnym umysłem uważam, że dobrym sposobem byłoby wyciszenie/wygaszenie "Wiadomości" połączone z pracą nad podniesieniem czytelnictwa w Polsce. Bo z tym jest u nas jak ze średnią płacą: realnie wyrabia ją 5% obywateli. Gdybyśmy się tak wszyscy wzięli w garść i zabrali się za książki, które jak wiadomo nie służą kompletnie niczemu, prywatne osiągnięcia w tematach zastępczych z powodzeniem dorównałyby osiągom mediów. Jak Waldi Michorowski mógł się nabrać na lichą intrygę rodu, która doprowadziła do śmierci Stefci? Czy Konopnicka jako lesbijka miała prawo pisania wierszy dla dzieci? Ile lat ciurmy powinien dostać Rochester za więzienie Berty Mason? Przecież z tego można zrobić taki dramat, że może nawet nie zauważymy, gdy nam królowa rzek wystąpi z brzegów. 
     Oto płyniemy na tratwie, wiatr głaszcze nasze włosy ...

Komentarze

  1. Miałem podobne przemyślenia, gdy Onet polecił jeden z moich mniej ambitnych tekstów, pomijając takie, które uważałem za bardziej na poziomie. Ten polecony był co prawda oparty na faktach, lecz równie dobrze mógł być odcinkiem telenoweli. Przyjrzałem się wtedy innym poleconym i jak w mordę dał, wyszło z tego skrzyżowanie Klanu z Detektywami. Gdybym komentował jakąś telenowelę, nie mówiąc skąd biorę pomysły, to byłbym polecany codziennie.
    Wracając do mediów: ich największą kompromitacją było wielotygodniowe poświęcanie połowy czasu programów informacyjnych na zadymę na Krakowskim Przedmieściu. Przez kilka tygodni, najważniejszy news. Dyskusja nad ewentualnymi zmianami w służbie zdrowia, dyskusja nad systemem emerytalnym...??? A po co to komu? Ważne, że Joanna dostała histerii i przypięła się do krzyża. A dzisiaj rzeczywiście, raport MAK i Santo Subito, tym żyje Polska. A reszta? Jak to mówił Nikoś Dyzma, na resztę jest prosta recepta, trzeba zrobić tak, żeby było dobrze, proste, nie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Może warto wyłączyć publikatory i zająć się sobą i sowimi sprawami. Więcej informacji nie czyni nas szczęśliwszymi, a z kopaniem rowów melioracyjnych pomysł na codzienność wydaje się przedni.
    W 1997 roku miałem okazję wjeżdżać do stolicy Dolnego Śląska zaraz jak tylko opadły wody lipcowej powodzi. Spłynął wówczas z Odra nasz wrocławski oddział. Obrażono się na ówczesnego premiera,który zasugerował, że należy się ubezpieczać
    Minęło ponad 13 lat i niewiele w hydrologii się dokonało w tym czasie. Były kolejne powodzie i nowych urządzeń hydrologicznych mających to uregulować nie zbudowano. Ostatnia wielka budowla hydrologiczna pochodzi z czasów późnego Jaruzelskiego i jest to zbiornik zaporowy na Warcie w Jeziorsku.
    W ub. roku spłynęła Bogatynia. W tym roku śnieg już stopniał i ze "spokojem" czekamy na kolejne doniesienia mediów o podtopionych piwnicach, zalanych domach itp. itd. Wojewoda wielkopolski juz zapowiedział, że nie unikniemy kolejnych powodzi. Tak więc nie ma co się martwić raportem MAK, bałaganem na kolei, czy innymi tego typu 'ważnymi' sprawami.
    Idźmy kopać rowy melioracyjne :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety @Wolandzie, ale wygląda to tak, jak piszesz. Nawet przez jakiś czas dałam się ponieść tej fali, pisząc o Krakowskim Przedmieściu tak dużo, jakbym co najmniej pomieszkiwała w sąsiedztwie. Staram się nie opiniować o sprawach Krk wtedy, gdy są to wyłącznie sprawy Krk (choć nadal jestem formalnie członkinią), dlatego potwierdzenie cudu za sprawą JPII kompletnie mnie nie interesuje, choć pewnie można byłoby się nad tym ponatrząsać w tym tygodniu. Podobnie, miernie interesują mnie kwestie wypadków komunikacyjnych, gdy nie biorą w nich udziału moi bliscy. Kłopot polega na tym, że media podnoszą te kwestie z taką częstotliwością, że te tematy, w gruncie rzeczy mało istotne dla rozwoju naszej państwowości, stają się racją stanu. W efekcie, skoro mają już ten papierowy status "ważności", trzeba się od czasu do czasu do nich odnieść. Na szczęście jest internet, więc nie jesteśmy skazani wyłącznie na opiniotwórczą siłę Ridża.

    OdpowiedzUsuń
  4. @caddicusie, apel o osobiste kopanie rowów przemawia często dopiero wtedy, gdy deszcz rzęsisty leje już trzeci dzień (co sama miałam kiedyś okazję podziwiać przez mokre okna autobusu). Nadal apele o ubezpieczanie się są uznawane za oburzające. Nic się pod tym względem nie zmienia. W tym miejscu pozdrawiam wrocławskich powodzian z roku 1997, którzy postanowili sobie mieszkać w innym miejscu Wrocławia, mianowicie na kozanowskich polderach, czyli jeszcze bliżej Odry, bo na poważnie wzięli medialną nazwę "powódź tysiąclecia", z czego sobie wykalkulowali, że za ich życia drugiej takiej już nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nasz wiedza o świecie, sobie samych, procesach w nas i wokół nas jest mówiąc łagodnie niemal żadna. Zainteresowania rozpięte między kuchnią , alkową i bankiem nie są dobrym prognostykiem na przyszłość. Wiem co mowię bo 20 +20 lat z uporem maniaka robię za lodolamacz kruszący bezkresne lodowe pola naszej narodowej
    ignorancji. W dodatku co rusz wyrasta, diabli wiedza skąd<, na tej jałowej glebie jakiś rydzyk, i 3/4 roboty szlak trafia.Echchchch! jak długo jeszcze.... chyba,że ,,nowy" święty nam to załatwi.
    Chol.raw cuda zaczynam wierzyć. Źle ze mną!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem już zmęczona katastrofą smoleńską. A jeszcze bardziej tym, że każdy, kto nie oburza się na raport MAK-u i nie czuje się, "jakby dostał w twarzy", nie jest PRAWDZIWYM Polakiem. W tej akurat kwestii powinniśmy bić się przede wszystkim we w ł a s n e piersi. Po prostu nawyk łamania procedur zebrał swoje żniwo.

    Ale z drugiej strony: czy łatwo jest się przyznać, że to my odpowiadamy za katastrofę? O wiele wygodniej jest szukać winowajcy wśród "Moskali".

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedmo, dlaczego już nie jesteś Myszką, jeśli można spytać? A wracając do tematu: W momencie, gdy zewsząd nas atakowały informacje z Krakowskiego, nic dziwnego że się czułaś, jakby to był Twój problem i tak go traktowałaś, jakbyś mieszkała w pobliżu. Pytanie, dlaczego przez codzienne transmisje zrobiono Polakom z tego problem. Nie byłoby mediów, rozeszliby się "obrońcy". Czy dziś jakaś Joanna przykuwa się do krzyża i ryczy "nie zabierajcie nam krzyża, proszę"? Ni chuchu, krzyż jest w kościele, każdy go może zobaczyć, zapalić świeczkę, ale już chyba nikt nie robi tego tak chętnie, jak kiedyś w blasku flash-ów. Dlaczego partie polityczne ruszają tematy zastępcze? Dla popularności (albo dla podniesienia swojej, albo obniżenia popularności konkurencji), media również dla swojej popularności, a dlaczego...??? Bo my sami łykamy to wszystko jak młode pelikany, gdyby dyskusja nad systemem emerytalnym była bardziej popularna (czytaj, miała większą oglądalność) od zadymy, oglądalibyśmy taką dyskusję, gdyby "Dekalog" Kieślowskiego miał większą widownię od "Szklanej Pułapki" albo "Kevina- Sam w Domu", to w święta by grali "Dekalog". Dzięki temu oglądasz Szklaną Pułapkę i Kevina, choć wolałabyś Dekalog, jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Wolandzie, przestałam być dla potrzeb tylko tego bloga, bo gdy się pisze o sprawach społecznych z takim nickiem, mędrkowie mają tendencję do lekceważenia przeciwnika :)))

    Zauważ, że o ten krzyż walczono fizycznie, a teraz stoi on sobie i mało który pies z kulawą nogą tam zagląda - nie ma fleszy, więc pewna opcja nie ma interesu, żeby tam wpadać.

    @Magrat, nie chodzi o to, że strona rosyjska nie ponosi jakiejś odpowiedzialności, bo raport MAK jest jednostronny. Tyle, że oni są podobni do nas - uprawiają spychologię.

    Dla mnie szokujące jest, że nasza strona uznała ten wyjazd za tak propagandowy, że nie zadała sobie trudu, aby wybrać lądowisko, które nie jest ugorem skopanym przez dziki. Propaganda przesłoniła realia. Organizatorzy zastanawiali się kto będzie siedział obok siebie na tych plastikowych krzesełkach w katyńskim lesie, a nie dopełnili prostych zasad bezpieczeństwa :/

    OdpowiedzUsuń
  9. @alwie, zainteresowania o których piszesz (kuchnia, alkowa, bank) nie są same w sobie złe, ale powinny być obudowane szerszą życiową perspektywą. Kłopot polega na tym, że większość Polaków wiedza stresuje, miast radować. Zamiast dążyć do poznawania nowego, zatykamy uszy i śpiewamy "nanananana". Mamy niewielki wpływ na rzeczywistość, a i z tego niewielkiego zakresu korzystamy niechętnie, zdając się na "los" i "cud".

    OdpowiedzUsuń
  10. Rochester więził Bertę Mason? Właśnie niedawno trafiłam na jakieś feministyczne teksty, które przedstawiały Bertę Mason jako gnębioną i więzioną "INNĄ". Cóż, nie po raz pierwszy nie rozumiem feministek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ba, w literaturze już nawet przerobiono ten wątek z punktu widzenia Berty. Ale rozumiem, że nie czytałaś "Szerokiego Morza Sargassowego" Rhys Jean. A książka ma już swoje lata. Wątek feministyczny nakłada się tam na wątek kolonialny, bo od czasów Bronte ludzie, nie wiedzieć czemu, zmienili zdanie na temat niewolnictwa. I nawet jasne jest teraz dla nich skąd się biorą np. Mulaci. Otóż nie spadają z nieba :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uznawanie Bety Mason za ikonę feminizmu jest dla mnie głupotą, ale jeśli idzie o feministki, to wszystko jest możliwe. W końcu gloryfikują taką postać, jak Madame Bovary.

    Ale ja mówię o powieści Bronte. Berta Mason nie jest żadną "ciemiężoną" i gnębioną INNĄ, tylko niezrównoważoną psychicznie panienką lekkich obyczajów.

    OdpowiedzUsuń
  13. No i przyznam, że teraz trochę jestem w kropce, bo sama piszesz, że jesteś studentką polonistyki i chyba zbyt pochopnie założyłam, że znasz się na literaturze.
    Tymczasem na oko widać, że nie zetknęłaś się z postmodernizmem i postkolonializmem - bo taka jest idea za opowiedzeniem historii z "Jane Eyre" z punktu widzenia żony Rochestera.

    "Wide Sargasso Sea" powstała w latach 60-tych i do tej pory została omówiona w tylu podręcznikach literatury, że pisanie coś o Bercie Mason jako "ikonie feminizmu" brzmi dość niedouczenie. Przestaję rozumieć słowo "ikona" i "feminizm" a już "panienka lekkich obyczajów" rozbawia do łez. Czytałaś którąkolwiek z tych książek?

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale nie pisałam, że studiowałam gender studies. Może stąd moja "strasznie ignorancka" interpretacja.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Magrat, ta książka może i pojawia się na gender studies, ale ja, podobnie jak Ty, jestem filologiem i oficjalnie nic o tym nie wiem. Postmodernizm nadal pozostaje działem literatury, chyba, że coś się drastycznie zmieniło w ostatnich latach, a ja nie nadążam. Wybacz, ale ta dyskusja aż mnie skręciła (a moja opinia o polonistach i tak nie jest najlepsza). Chyba nowy temat będzie o "innej" w "Wide Sargasso Sea". Oficjalnie więc kończę go tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie przesadzaj wiedmo. To inny świat, inni filolodzy, inne potrzeby. Oni za chwilę będą na stałe podłączeni do światowych zasobow informacji, będą( po trosze już tak jest)sięgać jedynie po informację niezbędną w danej chwili. Już instynktownie unikają gromadzenia informacji wewnątrz siebie. My bylismy na to skazani. Czas odbiera mi coraz bardziej te zasoby, coraz częściej zmusza do korzystania z zewnetrznych źródeł. Translator wielkości ziarnka grochu wyeliminuje w niedalekiej przyszłości nawet konieczność uczenia się języków obcych. Oni to czują. Są >już< inni. I inny będzie ICH świat. Tak sądzę. Nie zrywajmy nici porozumienia. Oni nam , my im ciągle jesteśmy potrzebni. Pozdrawiam obie panie, alw z Gromu

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj, @alwie, myślę, że różnica 10 lat między nami to max, tak się też składa, że ja studiowałam inną filologię niż Magrat, ale za to całkiem niedawno, bo nie były to bynajmniej moje pierwsze studia. Myślę, że temat o literaturze postkolonialnej pojawi się w weekend, bo na razie obowiązki wzywają. Tyle w tym temacie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie było moim celem dotknąć kogokolwiek, tym bardziej, ż e ja formalną naukę skończyłem w 1972 roku i nie było to nic wielkiego, ot zwykłe SN o kierunku filologia polska w średniej wielkości mieście. Jestem więc samoukiem czy raczej niedoukiem, jeśli chodzi o wiele tematów poruszanych na Twoim wiedmo blogu. Bywam tu chętnie choć o wiele rzadziej niż chciałbym. Przyznam się: nigdy nie byłem dobrym polonistą, nawet nie dlatego, że nie chciałem nim być. Powód był inny. Nie potrafiłem oddać się jednej dyscyplinie bez reszty, a tylko tak można osiagnąc biegłość w jakiejś dziedzinie. Nie chciałem być, wybacz,profesjonalistą. Poza tym jak wiesz zapewne, popadłem w nałóg, a to skutecznie blokuje jakikolwiek rozwój. Walczyłem rozpaczliwie o to by nie ulec chociaż intelektualnej degradacji, co w pewnych środowiskach jest bardzo prawdopodobne i bez nałogów, ale na nic by się to zdało, gdybym w którymś momencie nie przerwal procesu destrukcji. Potem poświęciłem się zupełnie innym kwestiom i tylko czasem żałuję, ż e nie posiadam sporego garba profesonalizacji. Uwiera mnie to trochę, gdy listonosz przynosi mi emeryturę. Mówię wtedy do siebie: wybrałeś, nie narzekaj. Wiedmo, tu na prowincji, by dokonywać zmian potrzebni są najlepsi, najwybitniejsi, tacy jak Ty I Magrat, nie ja. Na pytanie dlaczego tu, gdzie jestem nie ma takich jak Wy, choć tu jesteście najbardziej potrzebni, bo wielkie i ważne zmiany wymagają wielkich osobowości - nie mam odpowiedzi. Dlatego bądź- my dla siebie wyrozumiali. O to jedynie prosiłem. O nic więcej. Z poważaniem Alw z Gromu

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli to tylko możliwe (a możliwe jest ZAWSZE), NIE wybieraj komentowania jako: ANONIMOWY, tylko "Nazwa/adres url".

Nawet, gdy nie masz swojej strony/bloga (czyli adresu url), NAZWA WYSTARCZY. I wtedy wiem, że ty to Ty :). And we can talk ...


W przypadku podejrzenia, że uporczywe podpisywanie się jako anonim jest spowodowane tym, że nie jesteś dość rozgarnięty/a, zastrzegam sobie prawo kasowania. Swoją głupotą nie należy męczyć innych.
Miłego dnia :)

Popularne posty