nie(do)godności toruńskie

Nie dalej jak lat temu dwa o. Rydzyk z kolegami protestowali, że ich nie ma na multipleksie. są tam już od roku i, jakby powiedziała moja babcia, "zaś znowu problem". Opłat nie płacą oglądający tak, jak opłacać powinni, żeby starczyło na 2,5 mln na miesiąc plus waciki. "wypal jedną paczkę papierosów mniej i daj na Telewizję, na Radio... Dzięki Tobie je utrzymamy, a Ty umartwiając się, będziesz miał podwójną zasługę" - rzekł ojciec. nie palę z nawyku od dziecka. co za szkoda. ale i hola, przecież nie pisałabym o biedzie w Toruniu gdyby nie pojawił się dżender. A pojawił się i studenci ojca "drwią z minister edukacji", jako rzecze pismo. Jest wiele powodów dla których można przyczepić się do ministry, ale ten jest niezmiernie interesujący. Otóż po warsztatach rydzykowskich zorganizowanych w warszawskiej szkole , na których tłumaczy się, czym są wraże media i które są najlepsze, zrobił się szum, że 1/3 uczniów nie miała lekcji, ponieważ zajęcia były organizowane w czasie zajęć szkolnych, a nie wszyscy rodzice mieli ochotę na tę wątpliwą przyjemność. na co ministra odpowiedziała co następuje:

"Warsztaty przeprowadzono między 9.00 a 13.40, w czasie przewidzianym na realizację planu nauczania. Uczniowie liceum nie zrealizowali obowiązkowych zajęć dydaktycznych. Dyrektor szkoły nie uzyskał pisemnej zgody wszystkich rodziców. Dopuszczono nieobecność jednej trzeciej uczniów w czasie przeznaczonym na realizację zajęć obowiązkowych".

Co dla jednych jest stwierdzeniem faktu, dla innych jest "histeryczną reakcją MEN" (wiadomo, te kobiety na stanowiskach - dostają histerii z braku chłopa), ale poza listem ojca do MEN, gdzie standardowo stwierdził, że to totalitaryzm i idźcie sadzić kartofle, powstała odpowiedź "nieformalna" studentów. Obejrzałam :). Nawet i przeczytałam, co napisano pod spodem. I pozwoliło mi to obaczyć sprawę holistycznie, że tak powiem, taką siłę ma wybitna uczelnia toruńska. "Wiemy przecież, że są szkoły, w których 70 proc. dzieci nie rozumie tekstu, który czyta." Oto więc i rozumiecie: zatrzymano zbożny projekt WSKSiM, który walczy z analfabetyzmem poprzez zawieszanie lekcji. Projekt uczelni wybitnej, której studenci w 120% nostryfikują swoje dyplomy za granicą i zasypują Europę swoimi przydatnymi patentami. Przez ten cały lemingowy szum, w Bolesławcu już warsztatów nie chcą, więc niestety przewaga analfabetów będzie tam rosnąć (wybacz Joasiu), a my nigdy się nie dowiemy, czy następny krok, jakim byłoby umieszczanie w oknach szkół witraży z pouczającymi historyjkami z życia powiatu, odniósłby odanalfabetyzujący (ale kulturalnie i zgodnie z wytycznymi jedynego, niepodważalnego autorytetu), pożądany skutek. Autor filmiku i tekstu jest nieśmiały, nie dowiemy się więc, kto marzy o bananach, owsie i żałuję, że go nie uczyły panie z brodą. Zresztą nawet to rozumiem.
___________________________________________
a tak zupełnie poważnie ... oświata na niższym szczeblu to twór wielce czuły na pieszczoty ... te tłumy nauczycieli-emerytów, którzy pielęgnują swoje wizerunki kombatantów poczciwości, gdy całe swoje życie lawirowali pomiędzy klapa-rącha-buzia. Nawyk dyrektorów placówek oświatowych aby iść z prądem jest po prostu przemożny. Dawniej zapraszało się do szkoły pierwszego sekretarza, albo sekretarza sekretarza, byle tylko bliżej przy słoneczku, byle płyny ustrojowe wymienić przy pocałunku. I drażni mnie, że to tak wolno się zmienia, i że gdy zaprasza się duchownego katolickiego na uroczystość szkolną, a ktoś zaproponuje "skoro w szkole jest kilku zielonoświątkowców, to może zaprośmy też kogoś ichniego", to wszyscy patrzą na buty. Bo to nie o duchowość chodzi, to o grzanie się przy słoneczku idzie cały czas. Nie wierzę, że dyrektorzy zapraszają na warsztaty z ww uczelni, bo są przekonani, że są one pożyteczne dla uczniów, taka jestem niewierząca. Dla mnie to wyciąganie nosa i wietrzenie skąd wiatr zawieje. Dobrze, że ministra jasno zaznaczyła, że nie stąd. Chociaż byłoby jeszcze lepiej, gdyby dyrektorzy przestali wietrzyć. Ale na to przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Komentarze

Popularne posty